Janusz Leon Wiśniewski, "Na fejsie z moim synem"
9/20/2012
Autor: Wiśniewski Janusz Leon
Tytuł: Na fejsie z moim synem
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 448
Tytuł: Na fejsie z moim synem
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 448
Janusz Leon Wiśniewski. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych
współczesnych pisarzy polskich, choć wielu nie zgadza się na nazywanie go
„pisarzem”. Może i jest magistrem
fizyki, doktorem informatyki, doktorem habilitowanym chemii, ale pisarzem? To
nie pasuje do jego naukowych tytułów, gryzie się ze wszystkimi „poważnymi” skrótami
przed nazwiskiem. Bez wątpienia jest to kontrowersyjna postać, która nie
wzbudza żadnych uczuć pośrednich. Albo
jesteś fanem JLW, albo uważasz go za grafomana. Ja należę do tych pierwszych i dlatego z
ogromną ciekawością sięgnęłam po najnowszą powieść autora – „Na fejsie z moim
synem”.
Sam pomysł na książkę jest interesujący i bardzo osobisty.
Na początku muszę wspomnieć, że mylący jest tytuł, który wydaje się być jak
najbardziej w - nie ukrywajmy - dość specyficznym stylu JLW, ale już treść i
fabuła są zupełnie nie tym, co znamy z „S@motności w Sieci” czy „Losu
powtórzonego”.
Narratorką w „Na fejsie z moim synem” jest nieżyjąca od lat
(a konkretnie od A.D. 1977) matka autora, która z czeluści piekielnych
postanawia powiedzieć ukochanemu synowi wszystko to, czego nie zdążyła za
życia.
„Opowiedzieć Ci wielu rzeczy za życia nie zdążyłam z przeoczenia, z zaniedbania lub – najczęściej – z tej śmiesznie naiwnej, ale głębokiej wiary mojej, że będę żyć wiecznie, więc zawsze jeszcze zdążę. Ale nie zdążyłam, synuś”.
Irena Wiśniewska, trzykrotna mężatka, matka nieślubnych (do
pewnego czasu) dzieci podczas Sądu Ostatecznego z powodu swoich licznych
występków i przewinień została zesłana do Piekła. I to właśnie stamtąd – za
pomocą „fejsa” porozumiewa się z synem. A do opowiedzenia ma całkiem dużo – już
na samym początku mówi o hucznie obchodzonych urodzinach Hitlera, porównując go
do naszych ziemskich „cele brytów”:
„Dzisiaj w Piekle były urodziny Hitlera. I się synuś działo. Bo to przecież u nas wydarzenie ważne i w rzeczy samej celebracji godne. Bo Adolf H. jak mało kto zasługami swoimi Piekło rozpowszechnił”.
A takich sław w Piekle jest więcej. Irena Wiśniewska obraca
się w doborowym towarzystwie, piekielnej śmietance, wyróżniającej się nie byle
jakimi grzechami. Zbrodniarze wojenni, wielcy artyści, słynni samobójcy,
wyrachowani mordercy oraz gwiazdy kina w jednym miejscu, tworzą mieszankę
wybuchową, nadającą charakteru całej książce. Jednak JLW sięga głębiej. Dotyka chyba każdego możliwego tematu, nie
unika również tych bardziej kontrowersyjnych, jak np. wiara czy okoliczności
powstania świata. Przytoczone zostają wszystkie wielkie z perspektywy Piekła
wydarzenia. Rozmowy o wojnach, Bogu, sztuce i nauce przeplatają się z
rodzinnymi wspomnieniami opisanymi z punktu widzenia Ireny Wiśniewskiej. I to, w moim odczuciu, były jedyne godne
uwagi fragmenty, niestety bardzo nieliczne. To właśnie te, wyjątkowo intymne
historie powodują, że czytelnikowi wydaje się jakby „podsłuchiwał” prywatną
rozmowę matki z dzieckiem, a właściwie ciągnącego się przez 448 stron monologu pani Wiśniewskiej (wielka szkoda, że tej głośno zapowiadanej rozmowy autor poskąpił), wywołującego jakiekolwiek emocje. Bo chyba nikogo nie są w stanie poruszyć
suche fakty i naukowe wywody, pełne niezrozumiałych dla laika terminów i symboli.
Mówiąc o języku to tutaj również wiele pozostaje do
życzenia. Krótkie, przerywane myśli oraz nieustannie powtarzający się wyraz
„synuś” działały na mnie jak czerwona płachta na byka i tylko moja sympatia to
pozostałych utworów JLW sprawiła, że nie odłożyłam książki po pierwszych kilkunastu
stronach. Cierpliwie czytałam dalej, ale potem było już tylko gorzej. Pomieszany
szyk wyrazów w niemal każdym zdaniu przyprawiał o ból głowy. Poza nielicznymi,
poruszającymi moją naprawdę wrażliwą osobę, fragmentami książka była
niesamowicie nudna. Za dużo Boga, za dużo genetyki, za dużo wymądrzania się ze
strony autora, za mało emocji.
Z uporem doszukiwałam się plusów, kilka nawet udało mi się
znaleźć. Po pierwsze, mimo wielu typowo naukowych zwrotów i trudnej tematyki
książkę czyta się bardzo szybko. Może to właśnie dzięki tym krótkim zdaniom, a
może jednak udało mi się choć trochę wciągnąć w tę historię, nie wiem. Ponadto książka jest naprawdę dosyć intymna i
dlatego nie powinno się jej zestawiać z innymi, typowymi dla tego gatunku
powieściami. Są to bardzo osobiste przeżycia autora, który na stronach „Na
fejsie…” próbuje jeszcze raz pożegnać się ze swoją matką, co dla każdego byłoby
wyjątkowo trudnym zadaniem.
„Nie dokończyłaś ze mną rozmowy. Umarłaś sobie. Tak się, Mamo, nie robi…”
Moja ocena to 6/10, ponieważ „Na fejsie z moim synem” nie
jest typową książką. Traktując ją jako zapis niedokończonej rozmowy JLW z
ukochaną osobą, uważam, że zasługuje nawet na więcej. (Jako powieść surrealistyczna, plasuje się zdecydowanie niżej). Jest bardzo osobista, autobiograficzna, pełna
smutku i tęsknoty. Albo taka miała być w zamyśle autora, niestety te bolesne
przeżycia zostały przyćmione przez filozoficzny bełkot, miejscami ubarwiony
dygresjami Ireny Wiśniewskiej.
Z bólem przyznaję, że rozczarowałam się czytając „Na fejsie
z moim synem” , bo pokochałam oryginalny, przesycony emocjami i niespotykaną
wrażliwością styl Janusza Leona Wiśniewskiego. Tutaj tego niestety zabrakło, dostaliśmy
ogromny miszmasz wszystkiego, czyli niczego. Jeśli to jest ten zapowiadany
„Wiśniewski, jakiego nie znamy”, to ja z całym szacunkiem proszę o tego
poprzedniego, który jednym zdaniem potrafił mnie rozzłościć, zasmucić, wzruszyć
i rozśmieszyć. Ten, który „słowami
potrafił dotykać czulej niż dłońmi”. Bo tutaj czułam jedynie zażenowanie i
nieodpartą chęć rzucenia książką o ścianę, a przy tym nie mogłam oprzeć się
wrażeniu, że autor usiłuje zrobić z przeciętnego czytelnika intelektualnego
ignoranta lub, jak kto woli, po prostu idiotę, który nie dorasta do pięt polsko
– niemieckiemu doktorowi habilitowanemu. Dlatego nie polecam tej pozycji osobom,
które jeszcze nie miały okazji poznać twórczości tegoż pana, bo najpewniej nie
byłoby to udane spotkanie. Dla fanów natomiast – lektura obowiązkowa!
Pozdrawiam,
M.
19 komentarze
Miałam wielką chęć sięgnąć po tę książkę, a teraz ta ochota wzrosła.
OdpowiedzUsuńLubię twórczość Janusza Leona Wiśniewskiego i odkąd tylko ujrzałam tę książkę, zachciałam zapoznać się z nią. Na razie nie miałam jeszcze okazji ku temu, ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się ją przeczytać. Chociaż po Twojej recenzji stwierdzam, że te spotkanie może być bardzo emocjonujące, a nawet momentami irytujące...
OdpowiedzUsuńemocjonujące to chyba właśnie nie bardzo.. :) a szkoda, naprawdę lubię specyficzny styl JLW.
UsuńMam wypożyczoną z biblioteki ,ale jakoś nie mogę się zabrać, po Twojej recenzji, wciąż nie wiem... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJakoś nie ciągnie mnie do książek tego autora. Może kiedyś. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie do końca wiem co mam myśleć o Panu Wiśniewskim.. A ta pozycję raczej sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńNa książkę mam ochotę, ale teraz nie wiem czy az taką wielką. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Klaudyna
Póki co jakoś mnie do niej nie ciągnie. Może kiedyś;)
OdpowiedzUsuńJa planuje przeczytac te ksiazke:)
OdpowiedzUsuńCzytałam "Bikini" Wiśniewskiego i książka mną zawładnęła. Przeczytałam "S@motność w sieci" i miło spędziłam przy niej czas. Ale co do "Na fejsie z moim synem" nie jestem przekonana, czy mi się spodoba. Często mijam ją w księgarni, więc może kiedyś pokusa jej przeczytania będzie silniejsza. ;)
OdpowiedzUsuńNiekończące się "Pamiętniki Joasi". ;D Jakaś katorga!
nooo tak się z nimi męczyłam, a potem na maturze miałam haha :D
UsuńCzytałam kilka książek Wiśniewskiego. Jedne były lepsze, drugie gorsze. Po tę też na pewno kiedyś sięgnę:)
OdpowiedzUsuńPóki co czytałam jedynie "Łóżko" tego autora i strasznie mnie do siebie zraził. Zupełnie nie rozumiem zachwytów, które zewsząd mnie atakują. Miałam w planach zapoznać się z kolejnym utworem Wiśniewskiego, jednak coraz bardziej mi do tego daleko. :(
OdpowiedzUsuńMnie wszystkie pozostałe książki autora bardzo się spodobały, "Łóżko" również :)
UsuńNie przepadam za Wiśniewskim, więc nie sięgnę. Ale widzę, że czytasz właśnie "Córkę kata" :) u mnie zdobyła najwyższą notę, czekam na Twoją recenzję!
OdpowiedzUsuńJestem dopiero w połowie, ale na pewno ocenię wysoko, książka jest niesamowita :)
UsuńRaczej się nie skuszę. Wiśniewski niestety nie przekonał mnie do siebie.
OdpowiedzUsuńJa miałam już jedno średnio udane spotkanie z tym autorem i raczej się nie skuszę:/
OdpowiedzUsuńByłam załamana tą książką, naprawdę. Nie mogłam jej skończyć i całkiem śmiało mogę powiedzieć, że jest to najgorsza książką jaką czytałam... Niestety.
OdpowiedzUsuńNatomiast "Samotność w sieci", rewelacja. Czytałam kilka razy i zawsze towarzyszą mi przy niej niesamowite emocje:))
Pozdrawiam i zapraszam do siebie:)
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran