JAROSŁAW ZARĘBSKI: CZARNY KOT

10/23/2013

źródło: lubimyczytac.pl
Czarny kot bez wątpienia kusi swoją okładką. Niby nic, w końcu kot to kot, ale jego czarne futro wtopione w równie czarne tło niesie ze sobą jakiś niepokój, przyciąga wzrok. Sprawia, że nie da się przejść obok książki obojętnie.

Dawid jest aspirującym pisarzem, a fragmenty jego powstającej książki (niesamowicie nudnej zresztą) wplecione są w treść fabuły. I wiódłby spokojne, ale przeciętne życie pracownika dużej firmy, gdyby pewnego dnia na jego drodze nie stanął sam szatan, pod postacią tytułowego czarnego kota. A ten wprowadza Dawida w zupełnie inny świat – nawiązując do Gombrowicza, próbuje go uwolnić z pewnych form, łamie wszelkie konwenanse i zabiera naszego bohatera w podróż po magicznym Mieście Cudów. Kot, czyniąc swoje egzystencjalne rozważania, posługuje się ironicznym językiem, w ciekawy sposób wyraża swoje myśli, jednak nigdy nie udziela jasnych odpowiedzi. Czyni to z niego bohatera bardzo złożonego i niejednoznacznego, zresztą jak wszystko w tej książce.

Pierwsze co przychodzi mi na myśl, myśląc o książce Jarosława Zarębskiego to, że jest ona groteskowa. Świat realny przeplata się z całkowitą fantazją, magicznym Miastem Cudów no i z samym Szatanem, który wpływa na życie Dawida. Całość ma mocno filozoficzny wydźwięk, autor stawia pytanie czy zło w ogóle istnieje. Nie jest to lektura prosta w odbiorze, mimo zaledwie 160 stron ciągnie się niemiłosiernie i nie sposób przeczytać ją w jeden wieczór. Najmocniejszy jej punkt stanowi zakończenie, gdzie akcja nieco przyspiesza, a ostatnie zdania są niejednoznaczne, pozostawiają czytelnika w niepewności i zadumie. Jest to pewnego rodzaju rekompensata za nie najlepszy początek, tak więc warto Czarnego kota przeczytać do końca.

Prawdą jest to, co możemy przeczytać na okładce – nie jest to książka, którą łatwo sklasyfikować, włożyć w gombrowiczowską formę, do której zresztą sama treść nawiązuje (ale nie tylko, bo można się doszukać nawiązań również do innych dzieł literackich). Tutaj absurd goni absurd, czytamy o Ludwigu van Beethovenie spacerującym po okolicy, by za chwilę trafić do miejsca, gdzie można wejść i przymierzyć szereg różnych charakterów tak, by na chwilę stać się kimś innym. Intrygujące? A to dopiero niewielka część tego, co dla swoich czytelników przygotował J. Zarębski.

Trzeba wspomnieć o wydaniu. Bo o ile minimalistyczna okładka, idealnie oddająca treść książki jest wielką zaletą, tak cała reszta pozostawia wiele do życzenia. Malutka czcionka tekstu bardzo męczy oczy podczas czytania i być może właśnie to wpłynęło na to, że w tę powieść nie potrafiłam się do końca wciągnąć. Nie mówiąc już o tym, że cytaty, fragmenty książki Dawida i inne tego typu treści są jeszcze mniejsze, tak, że osoby ze słabszym wzrokiem mogą mieć autentyczny problem ze swobodnym odczytaniem tekstu.

Niewątpliwie Czarny kot nie ulega konwenansom, jest to powieść bardzo oryginalna, ale chyba nie każdy odnajdzie w niej coś dla siebie. Ja przez znaczną jej część się wynudziłam i nie raz miałam ochotę odłożyć ją na półkę i pewnie zrobiłabym to, gdyby nie zobowiązanie, którego się podjęłam. Koniec końców okazała się jednak bardzo intrygująca i niezwykła, więc nie żałuję czasu poświęconego na czytanie. Nie chcę jej ani polecać, ani odradzać – musicie sami zdecydować, czy rozmowy z szatanem, filozoficzne dywagacje na temat dobra i zła, a także absurdalne sytuacje to coś, czemu chcecie poświęcić swój czas.

Jarosław Zarębski, "Czarny kot", Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2011, s. 160

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater. 

You Might Also Like

11 komentarze

  1. Hm, no i mam dylemat. Bo z jednej strony brzmi fajnie - okładkowy kot rzeczywiście niepokoi, ale i kusi (kociara ze mnie), mała czcionka martwi (160 stron? Nic dziwnego skoro upakowano tekst w tak malutkiej książeczce). To, że się nudziłaś i ledwie dotarłaś do końca tym bardziej zniechęca. Ale z drugiej strony to rzeczywiście intrygująca książka - a dodatkowe porównanie do Gombrowicza już w ogóle (lubię). Cóż, jakoś specjalnie rozglądać się nie będę, ale dobrze wiedzieć, co to za dzieło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś nie mogłam przez nią przebrnąć. Może w innym okresie czasu ją przeczytam? Bo nie poddaję się. I nie podoba mi się porównanie do Gombrowicza. Co jak co, ale nikt mu nie dorówna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież to nie moje porównanie. W książce Kot bezpośrednio mówi o gombrowiczowskiej formie. Nie mówię, że styl autora jest podobny, tylko, że w książce są nawiązania do "Ferdydurke" ;-)

      Usuń
  3. Okładka świetna, lubię taki minimalizm graficzny. Co do treści, nie, raczej takie rzeczy mnie nie bawią, jestem niemal pewien, że też bym się wynudził.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka świetna - zgadzam się. Trochę mnie przeraziłaś tym faktem o małej czcionce (noszę okulary), może więc skuszę się na e-book, albo w końcu przekonam się do audiobooków, jeżeli już są.
    Samo pytanie, które postawiłaś, lub zacytowałaś: Czy zło rzeczywiście istnieje?, wzbudziło moją ciekawość. Myślę, że mimo wszystko po książkę sięgnę, żeby na własnej skórze przekonać się tym, czy mi się spodoba czy nie.

    Co do samego pytania to mogłabym podyskutować. :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przeczytam. Zdecydowanie nic dla mnie.
    A okładka, rzeczywiście świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się w te lekturze najbardziej podobały filozoficzne myśli. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Poczułam się zaintrygowana! Faktycznie okładka robi niesamowite wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię koty i absurdalne sytuacje (z pewnymi zastrzeżeniami), ale nie jestem pewna, czy akurat ta książka przypadłaby mi do gustu. Pewnie bym się trochę nad nią pomęczyła, zwłaszcza jeśli chodzi o filozofię. Nie znam warsztatu pana Zarębskiego, ale np u Anne Rice filozoficzne wstawki były nużące straszliwie

    OdpowiedzUsuń
  9. Koty bardzo lubię, a o tej książce nie słyszałam, jak wpadnie w moje łapki to chętnie przeczytam ):

    OdpowiedzUsuń

"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran