CHARLES DICKENS, "WIELKIE NADZIEJE"
12/05/2013źródło: http://weheartit.com/ |
Ciężko pisać o Wielkich nadziejach, podobno najlepszej
książce Charlesa Dickensa, bo jest ona naszpikowana symbolami, których doszuka
się tylko naprawdę wprawne oko. Specyficzny styl oraz rozbudowane opisy
doskonale obrazują ówczesną panoramę społeczną i różnice między klasami, ale
jednocześnie sprawiają, że czytanie może się znacznie wydłużyć.
Pip ma około siedmiu lat, kiedy na cmentarzu, przy grobie
swoich rodziców spotyka zbiegłego więźnia. Zastraszony przez uciekiniera,
pomaga mu przynosząc żywność oraz pilnik do przepiłowania łańcucha. Ten moment
to ważna chwila w życiu Pipa, ponieważ ta z pozoru nieistotna scena daje nam
tak naprawdę zarys całej fabuły. Kiedy trafia do domu miss Havisham i poznaje piękną
Estellę, zaczyna żywić wielkie nadzieje, aby w przyszłości zostać londyńskim dżentelmenem.
Jako sierota, mieszkający z siostrą oraz jej mężem kowalem oczywiście nie
miałby szans na zmianę statusu społecznego, gdyby nie tajemniczy majątek, który
odziedzicza wiele lat później. Pip przeprowadza się do Londynu i tam, pod okiem
prawdziwej arystokracji, uczy się jak być chłopcem z dobrej rodziny.
Dickens stworzył niezwykłych bohaterów, począwszy od
apodyktycznej siostry, przez uczciwego i dobrego kowala do ekscentrycznej pani
Havisham. Ona chyba zasługuje na najwięcej uwagi, bo ta kobieta to chodzący
absurd. Od wielu lat ubrana w starą suknie ślubną, zamknięta w swoim domu,
gdzie czas jakby stanął w miejscu. I przede wszystkim to właśnie ona wychowała
Estellę, swoją małą zemstę przeciwko miłości. Ta zimna i wyrachowana panienka
bawi się uczuciami i łamie męskie serca, ku radości swojej opiekunki. Chapeau
bas dla autora za kreację szczególnie tych dwóch postaci, chociaż cała reszta
(a jest ich naprawdę sporo) również trzyma poziom. Fantastyczne jest to, że u
Dickensa wszystko ma swoje miejsce. Każda scena jest potrzebna, oznacza coś
konkretnego i jest to dość wyraźne, jeśli tylko czytelnik chce to zobaczyć. Problemem
jest jednak sposób przedstawiania poszczególnych scen. Autor ma skłonność do „przegadania”
niektórych kwestii. Na wielu niekończących się stronach zawiera to, co dałoby
się streścić w kilku zdaniach, niepotrzebnie rozwlekając wątek. Choć może w tym
tkwi właśnie wyjątkowość pisarza? Może ta patetyczność jest jego największą
zaletą? Cóż, nie ma co ukrywać, że wielu czytelników może to zwyczajnie
znudzić, jednak nie można Dickensowi odmówić doskonałego warsztatu pisarskiego
oraz wspaniałych pomysłów na rozwijanie fabuły.
Ciekawie jest pokazany świat angielskich dżentelmenów,
którzy stoją w opozycji do tzw. dżentelmenów w sercu, których reprezentuje Joe,
prosty kowal, który jest chyba najbardziej pozytywną postacią w tej książce. W
ogóle istnieje wyraźna granica między dobrem, a złem i zaznaczona jest
ponadczasowa zasada, że dobro zawsze zwycięża. Także i tutaj mamy szansę
obserwować zmiany jakie zachodzą w Pipie na przestrzeni lat, jego chwilowe
zagubienie i powrót na właściwą drogę. Interesujący jest wątek jego
niegasnącego uczucia do Estelli, która w swoim egoizmie i wyniosłości, pogardza
zapatrzonym w nią bohaterem, ale ostatecznie nie można jej za to winić, bo
przecież tak została „stworzona”.
Jest to naprawdę dobra powieść, ale pisana w specyficzny
sposób, do którego chyba trzeba się przyzwyczaić. Sama miałam trochę problemów
z czytaniem, choć w końcowej ocenie Wielkie nadzieje naprawdę zrobiły na mnie
duże wrażenie. Nie jestem co prawda najwierniejszą fanką pióra Dickensa, ale
facet miał talent i bardzo osobliwy styl, chyba niemożliwy do pomylenia z
żadnym innym.
Charles Dickens, "Wielkie nadzieje", Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 560
9 komentarze
Chętnie bym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie zawsze zazdroszczę takim pisarzom jak Dickens, że potrafią rozwodzić się nad jednym szczegółem przez kilka stron. To taka wyjątkowa wrażliwość na detal, którą nie każdy z nas posiada :)
OdpowiedzUsuńBardzo ważna książka, wypada znać. Cieszę się, że miałam okazję ją przeczytać.
Bardzo ładnie powiedziane :-) Faktycznie, to jest takie typowo "Dickensowe" i niepodrabialne.
UsuńJuż od dawna planuję ją przeczytać, ale jakoś nigdy nie mogę po nią sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuńDickensa znam jedynie "Opowieść wigilijną" co uważam za karygodne. Trzeba to jak najszybciej zmienić. "Wielkie nadzieje" w moich czytelniczych planach. Słyszałam o filmie, jednak na dzień dzisiejszy nic o nim więcej nie wiem. Spróbuję obejrzeć po przeczytaniu pierwowzoru. Planuję również "Olivera Twista" :)
OdpowiedzUsuńCzeka na mnie ta książka już od jakiegoś czasu i wisi, jak sumienia wyrzut, bo ciągle przegrywa z czymś bardziej bieżącym... Twoja recenzja mnie zachęciła.
OdpowiedzUsuńDickensa znam tylko z fragmentów "Opowieści wigilijnej", bo nowa podstawa nie uwzględniała czytania całej i choć fragmenty była naprawdę w porządku, to jakoś nigdy nie zebrałam się, żeby przeczytać całą książkę. Autora wypada poznać bliżej, także kiedyś postaram się to zrobić;)
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam okazji przeczytać, ale z pewnością po nią sięgnę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że trafiłam tu na recenzję tej książki! Ogromnie lubię Dickensa, ale "Wielkie nadzieje" to powieść, która najmniej mi się podobała. Znacznie lepsze wrażenie zrobiła na mnie "Samotnia" czy "Klub Pickwicka". Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam takie mieszne uczucia.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji - jeśli masz ochotę, zapraszam do siebie na akcję "Wędrująca książka" - więcej szczegółów tutaj.
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran