źródło: http://lubimyczytac.pl/ |
Życie Kingi Król zmienia się diametralnie po urodzeniu dziecka.
Zaślepiona miłością do małej Alusi i własnymi urojeniami, popełnia zbrodnię, za
którą uniewinnił ją sąd, ale skazało społeczeństwo. Wygnana jeszcze dalej niż
na margines, nawet przez własnych rodziców, tuła się po śmietnikach i żyje z
dnia na dzień, walcząc o kawałek suchego chleba. W Wigilię od kolejnej
samobójczej próby ratuje ją bury kocur i była kochanka eksmęża. Żądna sensacji
dziennikarka widzi w Kindze temat na okładkę, więc postanawia pomóc dziewczynie
w zamian oczekując tylko jednego – szczerej spowiedzi nagrywanej na dyktafon.
Nie ma wątpliwości, że inspiracją do napisania książki była
słynna historia małej Madzi z Sosnowca. Odniesienia do tej tragedii są
oczywiste i niepodważalne, chociaż nazwiska zmienione. To dobrze, że autorka
poruszyła taki trudny temat, szkoda tylko, że bardzo go spłyciła i potraktowała
po macoszemu, chyba bez żadnego researchu i znajomości w tej kwestii. Historia
jest wzruszająca, bo ciężko z obojętnością czytać o losach Kingi Król, ale
powierzchowne podejście do sprawy i do bólu przewidywalna fabuła niszczą
efekt końcowy. W dodatku te przekleństwa, które Katarzyna Michalak wkłada w
usta swoich bohaterów, zupełnie niepotrzebnie. Nie pasują do całości, brzmią
sztucznie i zamiast zrobić z Bezdomnej poważną i trudną książkę, czynią z
niej przesiąkniętą seksem, feminizmem i wulgaryzmami, trochę tandetną i bardzo
naiwną opowieść. A przecież nie to miało być esencją tej książki. Grzeczna
wersja Katarzyny Michalak, choćby ta z Poczekajki czy ze Sklepików z
niespodzianką wychodzi autorce znacznie lepiej i nie powinna na siłę pisać
czegoś, co do niej nie pasuje, bo tym samym nie przemawia do swoich czytelników.
Nie jest to całkiem zła i beznamiętna książka. Czyta się ją
szybko i jak mówiłam – potrafi momentami wzruszyć, ale do prawdziwych emocji
brakuje jej realizmu. Michalak nie jest ekspertem w dziedzinie psychozy poporodowej.
Ja też nie, ale jeśli autorka zdecydowała się napisać książkę, powinna zrobić
dogłębny research, a nie traktować wszystko powierzchownie. Bo z Bezdomnej
nie dowiemy się nic, żadnych wnikliwych analiz czy choćby dokładnego
przedstawienia problemu. Brak rzetelnej wiedzy w temacie chorób psychicznych
jest bardzo widoczny. Nie mówiąc już o tym, że autorka powiela utarte schematy
i stereotypy dotyczące różnych grup społecznych, działając raczej na ich
szkodę, niż pomagając.
Bohaterowie to kolejny zarzut w kierunku Katarzyny Michalak.
Płytcy i bardzo niewiarygodni, jedynie kot Kacper daje się lubić. Sztuczne
dialogi i wciskane na siłę przekleństwa w każde zdanie odnoszą skutek odwrotny od
zamierzonego. Irytowało mnie zachowanie Aśki i sposób jej wypowiadania się, a
przecież, do cholery, była wziętą dziennikarką! Co jak co, ale używać
ojczystego języka powinna umieć. W dodatku o nikim, kto pojawia się na kartach Bezdomnej
nie wiemy nic ponad to, że wszystkim nieszczęściom tego świata winni są faceci
(chorobie i bezdomności Kingi oraz otyłości Aśki szczególnie).
Bezdomnej raczej nie polecam, ale mały plusik dla
Katarzyny Michalak za to, że przynajmniej spróbowała poruszyć taki temat. Nie
jest on łatwy i z całą pewnością niejednemu pisarzowi przysporzyłby kłopotów,
ale niepotrzebnie pani Kasia porywała się z motyką na słońce. Lepiej niech
zostanie przy swoich cukierkowych historiach pełnych ogólnego szczęścia i
miłości, bo choć równie naiwne, to przynajmniej zabawne.
Katarzyna Michalak, "Bezdomna", Znak, Kraków 2013, s. 252
- 1/31/2014
- 27 Comments