MARCEL PROUST: W STRONĘ SWANNA
3/02/2014
Setna rocznica pierwszego wydania cyklu W poszukiwaniu straconego czasu stała się pretekstem do jego
wznowienia w pięknym, siedmiotomowym wydaniu i tym samym nadania mu drugiego -
czy raczej kolejnego - życia. Ta
obszerna autobiografia, dzieło życia Marcela Prousta, wyniosła go na wyżyny
literackiego świata, choć początki nie były łatwe.
Czytając W stronę Swanna odnosi się wrażenie, że Proust pisał przede
wszystkim dla siebie. Tak trudna w odbiorze powieść nie mogła być przecież
pisana dla mas, dla ludzi nie będących w stanie docenić jego kunsztu
literackiego. I chyba coś w tym jest, bo książka okrzyknięta arcydziełem przez
krytyków, nie znajduje szerokiego grona odbiorców wśród szarego tłumu. Do
twórczości Prousta trzeba dojrzeć, mieć na nią czas i nastrój. Bo tylko czytana
w pełnym skupieniu, z zaangażowaniem i ciekawością każdego słowa, daje się
poznać jako dzieło wybitne. To głównie zasługa przepięknego języka, bardzo
opisowego i wyszukanego. Orzeszkowa i jej opisy przyrody w Nad Niemnem wypadają blado na tle dzieciństwa autora w Combray i
jego znajomości z panem Swannem. Mieszczańskie życie przeplata się tutaj z
arystokratycznymi salonami, pierwsze miłości z pierwszymi zawodami. Można się
pokusić o stwierdzenie, że jest to luźna panorama społeczno-polityczna Francji.
Lwia część pierwszego tomu cyklu W
poszukiwaniu straconego czasu to rozważania Prousta, jego wspomnienia,
obserwacje i myśli. Dlatego ta akcja jest tak wolna, a ilość dialogów znikoma.
Nie ma co ukrywać, to naprawdę potrafi znużyć, ale dopiero pod koniec wyłania
się pełny obraz zawartej tu historii, której sposób opowiadania kryje w sobie
piękno, jakiego próżno szukać w dzisiejszej literaturze. I o ile potrafię
docenić tę niepowtarzalność i wnikliwość w sposobie postrzegania życia oraz niezwykłą
wrażliwość autora na otaczający świat, tak chyba nie do końca dojrzałam do
tego, aby w pełni zrozumieć tę powieść. Pewnie wrócę do niej za kilka lat,
kiedy będę starsza i bogatsza w doświadczenia, których zabrakło mi dziś.
Zresztą nie sądzę, aby jednorazowe przeczytanie W stronę Swanna pozwoliło odkryć wszystkie płaszczyzny tej książki,
bo z pewnością nie ma w niej nic oczywistego. Warto również zgłębić dosyć
obszerny wstęp Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który przybliżył życie pisarza, jego
problemy ze zdrowiem i czynniki, które zaważyły na takim właśnie przedstawieniu
wydarzeń w całym cyklu.
Tym co stanowi o niezwykłości W stronę Swanna jest przede wszystkim
umiejętność Prousta do operowania słowem. Bo tutaj każdym pojedynczym wyrazem
trzeba się delektować, rozsmakować w niełatwej strukturze zdań, gdzie wszystko
zdaje się mieć swoje miejsce, mimo rozwlekłości i tendencji do nadmiernego
opisywania. Dlatego też jest to powieść dla cierpliwych – trzeba się poszczycić
tą cechą, aby przebrnąć przez całość, nie rzucić książką w kąt, nie poddać się.
Bo i takie momenty będą – zwątpienie, rezygnacja i nuda z pewnością przyjdą,
ale czy warto było sobie zadać ten trud będzie można ocenić dopiero na koniec. Marcel
Proust podzielił pierwszy tom na trzy części. Poza tym nie ma tu żadnych
rozdziałów, żadnego oddzielenia akcji, co mnie osobiście jeszcze bardziej
spowalniało już i tak dłużącą się lekturę. Mimo to udało się – przeczytałam. Na
pewno nie żałuję, ale zdecydowanie za parę lat będę musiała wrócić razem z Marcelem
do Combray, do pana Swanna i jeszcze raz przeanalizować tę opowieść.
Marcel Proust, "W stronę Swanna", MG, Kraków 2013, s. 479
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:

22 komentarze
Nie mam w zwyczaju czytania biografii, aczkolwiek o tej postaram się pamiętać. :)
OdpowiedzUsuńJa biografie uwielbiam, ale to zupełnie nie ten typ literatury. Zawiera wspomnienia i przeżycia autora, ale książka pisana jest jak powieść obyczajowa, więc nie musisz się obawiać dat, suchych faktów i masy nazwisk :-) Zresztą według opisu z okładki jest to quasi-autobiografia.
UsuńCzekałam na tę recenzję. Zastanawiałam się jak odbierzesz tę książkę i cieszę się, że mimo trudów, spodobała Ci się na tyle, by wrócić do niej za kilka lat. Z pewnością będzie to powrót, który przyniesie wiele nowych odkryć.
OdpowiedzUsuńTo nawet nie kwestia tego czy mi się spodobała czy nie. Po prostu zdaję sobie sprawę, że wiele w niej nie rozumiem i chcę za jakiś czas spróbować jeszcze raz...
UsuńNa pewno są to literackie wyżyny i na pewno jest to książka, to której się wraca i to nie raz, chociażby po to, aby ją dokładnie zrozumieć. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że szczerze nie dorosłam jeszcze jako odbiorca na tyle, aby sięgać po Prousta. Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.
Nic na siłę, bo nie przebrniesz. Musisz być zdeterminowana i CHCIEĆ przeczytać. Bardzo mocno chcieć ;P
UsuńW takim razie będę czekać na odpowiedni moment.
UsuńBo wiadomo, jak kobieta będzie bardzo CHCIAŁA to nie ma rady. ;)
Muszę koniecznie przeczytać, zresztą to klasyka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
W.
Witaj :) Ja tak trochę nie w temacie :) Widziałam, że zostawiłaś komentarz na blogu Karriby pod jej postem z cyklu "Oko w oko", w którym przeprowadziła wywiad ze mną :) Napisałaś tam, że odkąd przeprowadziłam się z blogspotu na wordpress nie możesz już śledzić moich poczynań na blogu tak, jak kiedyś, a jedynie poprzez FB. Otóż nie :) Nadal możesz to robić tak, jak było to możliwe wówczas, gdy byłam na blogspocie. Zajrzyj proszę tu http://magicznyswiatksiazki.pl/jak-obserwowac-bloga-z-wordpressu-w-blogrollu-na-blogspocie/ - opisałam swego czasu krótką instrukcję, jak tego dokonać :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Tak, ale ja blogrolla nie używam, jak widzisz nie mam go u siebie na blogu, bo mi niepotrzebnie zaśmieca miejsce ;-) Chodziło mi o listę czytelniczą, która jest w panelu nawigacyjnym na blogspocie i tam wyświetlają się posty obserwowanych blogów. Z niej korzystam zawsze, kiedy sprawdzam co tam się w blogowym świecie dzieje.
UsuńRozumiem :) Pozostaje Ci więc, jeśli oczywiście chcesz, śledzić mnie poprzez FB, Google+ bądź Twitter :P
UsuńMuszę sobie radzić przez fb :D
UsuńCzyli to zdecydowanie książka wymagająca stałej uwagi od czytelnika. Książka nie na pocieszenie, czy miły wieczór w weekend - tylko na intensywne doznania i ważenie każdego słowa. Chyba ostatnio nie mam czasu na taka lekturę i nie mogłabym jej w pełni odebrać. Ale zapiszę sobie tytuł. Może kiedyś do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. Wymaga ciągłego skupienia.
UsuńCudowna lektura, choć kilka razy miałam ochotę płakać z rozpaczy, bo nie mogłam przetrawić już ani słowa więcej :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie potwierdzam, Prousta trzeba przeczytać przynajmniej dwa razy. Najpierw, aby się zachwycić i mniej więcej ogarnąć o co w jego książkach chodzi, a drugi raz po to, aby w pełni zrozumieć. :>
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiałam, czy nie ściągnąć tej książki z półki nie podczytywać sobie po kawałku. Jak myślisz, ma to sens?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ma, bo ją się właśnie tak czyta - po kawałku.
UsuńPrzypomniało mi się, jak niedawno (pod)czytywałam sobie "Korektę" Thomasa Bernharda (też lektura niełatwa, wymagająca skupienia). W pewnym momencie zaczęłam nawet robić notatki. :) Ale było warto. I na pewno jeszcze do niej wrócę, nie wiem, ile razy i czy do całości, czy do poszczególnych fragmentów, ale wrócę.
OdpowiedzUsuńu Prousta wręcz nie sposób nie delektować się każdym zdaniem...
OdpowiedzUsuńwww.strefaksiazek.blogspot.com
Nie jestem pewna czy i ja w tym momencie potrafiłabym się odnaleźć w tej książce, docenić ten kunszt autora i dobrnąć do końca. Ale w dalszej persektywie chciałabym przeczytać. Tylko chyba jeszcze nie teraz.
OdpowiedzUsuńMam ją na półce i tak sobie siedzi czeka cierpliwie. Masz rację to książka, którą trzeba analizować , taka do której trzeba dojrzeć .
OdpowiedzUsuń"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran