R. KIRKMAN, J. BONANSINGA: THE WALKING DEAD. NARODZINY GUBERNATORA
4/22/2014
Moja wiedza na temat The Walking Dead kończy się na poziomie pierwszego sezonu serialu. I chociaż był całkiem w porządku, to jednak bez większych fajerwerków obejrzałam ostatni odcinek sezonu. Mimo to popularność tej serii jest ogromna, dlatego chciałam spróbować kolejny raz – z książką lub komiksem. Padło na książkę.
Akcja skupia się na poszukiwaniu obozu dla ocalałych w Atlancie. Czworo dorosłych mężczyzn i jedna mała dziewczynka rozpoczynają walkę o przetrwanie, z tym że jedni są bardziej bezwzględni od drugich. Brian Blake jako ten mniej bezwzględny wziął pod opiekę córkę swojego brata, podczas gdy Philip zajęty jest rozprawianiem się z hordą wygłodniałych zombie. Mnóstwo latających flaków i rozlanej krwi, serio. Sprawa komplikuje się znacznie bardziej w momencie, gdy do transformacji w żywego trupa nie dochodzi już tylko od ugryzienia, ale przez tak ludzką rzecz jak śmierć, której nie da się uniknąć ani powstrzymać.
Kirkman i Bonansinga nie oszczędzają czytelników. Dosadny język, szczegółowe – naturalistyczne wręcz – opisy i dużo przekleństw miały oddać dramatyzm sytuacji. I to się autorom akurat udało. Nie ma owijania w bawełnę czy głaskania się wzajemnie po głowach. Każdy dzień, każda chwila może być ostatnią i wierzcie mi – to się czuje razem z bohaterami książki. Skróciłabym nieco rozwlekłe opisy na rzecz trzymającej w napięciu akcji, ale nie wiem czy wtedy wyobraźnia pracowałaby tak dobrze. Plus dla autorów za zakończenie. Przyznaję, że takiego końca zupełnie się nie spodziewałam, a mniej więcej od połowy byłam pewna, że wiem jak cała sprawa się zakończy. Psikus, nic nie widziałam. Jeśli chodzi o bohaterów to Kirkman i Bonansinga poszli raczej w jakość niż w ilość i chwała im za to, bo dzięki temu postacie są niesamowicie wiarygodne. Doskonale odwzorowane zostały zmiany, które MUSZĄ zachodzić w umysłach osób położonych w sytuacji Philipa, Briana czy Nicka.
Sporo się naczytałam o tym, że w pierwszym wydaniu tej powieści znaleźć można całą masę literówek. We wznowieniu na szczęście tego nie ma, jednak dla mnie ogromnym minusem była mała czcionka i jeszcze mniejsze marginesy. Rozumiem oszczędność papieru, ale naprawdę ciężko czyta się książkę, w której wewnętrzny margines jest tak mały, że trzeba bardzo szeroko ją otworzyć, aby widzieć tekst. Jeśli zaś chodzi o samą treść, to przede wszystkim mierziła mnie mała ilość akcji. Fakt, że ta, która się pojawia jest naprawdę mocna, ale długie i często niewiele wnoszące opisy trochę to przyćmiły. Przynajmniej w pierwszej połowie, do czasu kiedy... ha! Chcielibyście wiedzieć. Nie jestem też przekonana do sposobu narracji - czas teraźniejszy sprawdza się tylko przy pierwszoosobowym narratorze, a tutaj do czynienia mamy z trzecioosobowym i sporo czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do tej metody, ale wiadomo - co kto lubi.
Chociaż większe napięcie pojawiło się tak naprawdę dopiero pod koniec książki, to Narodziny Gubernatora zachęciły mnie do poznania dalszych losów tej postaci, które – o ile mi wiadomo – pojawiają się w trzecim sezonie serialu. Myślę, że droga, jaką przeszedł Gubernator do tego, aby być tym, kim jest w serialu warta była uwagi i na pewno teraz serial oglądać będę z dużo większym zainteresowaniem.
Robert Kirkman, Jay Bonansinga, "The Walking Dead. Narodziny Gubernatora", Sine Qua Non, Kraków 2014, s. 334
Za książkę dziękuję wydawnictwu SQN:
7 komentarze
W sumie to chciałabym poznać historię Gubernatora :)
OdpowiedzUsuńNie śledzę serialu i jakoś niekoniecznie mnie ciągnie do tej książki. Ale nie mówię nie ;)
OdpowiedzUsuńJa za niedługo zabieram się za pierwszą część książki,mimo że, serial oglądam regularnie ;D mimo to chciałbym poznać książkową historię Gubernatora ;)
OdpowiedzUsuńWygląda zachęcająco, ale jakoś nigdy seria The Walking Dead mnie nie pociągała, więc myślę, że to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń;)
Mnie ciekawi, kim jest ten tajemniczy (dla mnie) Gubernator, bo serialu nie oglądałam. Trochę nie moje klimaty, chociaż zaczęłąm się przekonywać do zombie (bardziej książkowego niż ekranowego, ale jednak). :)
OdpowiedzUsuńObejrzałam wszystkie sezony serialu, a niedługo zabiorę się za kolejną, niedawno wydaną, część książki. Faktycznie, akcja prawdziwie rozkręca się dopiero pod koniec, dlatego polecam Ci kolejną część "Żywych trupów" - "Droga do Woodbury". Bardziej przypadła mi do gustu, wydaje się też, że jest lepiej napisana. Może i Tobie się spodoba :)
OdpowiedzUsuńLiterówki są złe!
OdpowiedzUsuńA to coś pewnie prędzej poznam z serialu niż książek. :D
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran