MICHAEL DOBBS: HOUSE OF CARDS

7/24/2015


House of cards to bezwzględna gra o władzę na najwyższym szczeblu politycznym. Walka toczy się o stołek premiera Wielkiej Brytanii po tym, jak ten obecnie urzędujący stracił poparcie wśród swoich wyborców, a niekorzystne dla niego sondaże wyciekły do prasy. Ambicja, bezwzględność, a przede wszystkim spryt i inteligencja to cechy rzecznika dyscypliny klubowej, który właśnie zamierza spełnić swój „amerykański sen” w jego najbardziej brutalnej odsłonie. Według Francisa Urquharta wszystkie chwyty są dozwolone, a on sam nie cofnie się przed niczym by w kilka miesięcy przenieść się na Downing Street 10.

Książkowy pierwowzór słynnego serialu House of cards z Kevinem Spacey w roli głównej ma kilka zasadniczych różnic, z których najważniejszą jest miejsce akcji. U Dobbsa polityczna gra toczy się funckję premiera Wielkiej Brytanii, a nie jak w przypadku serialu – prezydenta Stanów Zjednoczonych. I to jest pierwszy minus książki. Mechanizmy władzy w Białym Domu były dla mnie dużo ciekawsze niż te w Pałacu Westministerskim. Również postać głównego bohatera była w książce mniej wyrazista. Francis Urquhart, choć to główny bohater na politycznej scenie, przez większą część książki pozostaje tak naprawdę w cieniu innych postaci, manipulując nimi zza kulis. Jego inteligencja i bezwzględność robią ogromne wrażenie, ale to serialowy Frank Underwood przekonał mnie bardziej. Jestem zdania, że serial lepiej niż książka oddaje charakter Francisa, jego charyzmę i oszustwa, których się dopuszcza w swojej drodze na szczyt.

W książce z kolei najciekawszym wątkiem było przedstawienie wpływu prasy na politykę. Jak manipuluje opinią publiczną oraz jak ogromny wpływ ma na ostateczny wynik wyborów. Dobbs świetnie przedstawił związek dziennikarzy z politykami, którego główną reprezentantką jest Mattie Storin. To świetnie wykreowana postać kobieca - inteligentna, dociekliwa i potrafiąca łączyć z pozoru niezwiązane ze sobą fakty. Ta wersja przemówiła do mnie bardziej niż jej serialowy odpowiednik.

Tak książka jak i serial podejmują chwytliwy temat, który nie traci na aktualności i zawsze będzie ciekawił odbiorców. Wystarczy spojrzeć na datę wydania książki – 1989 rok – a czytając można wiele elementów odnieść do czasów współczesnych. Władza zawsze była jedną z największych ludzkich żądz i chyba nie ma co liczyć, że to się kiedyś zmieni. Walka o pozycję, polityczne intrygi na najwyższym szczeblu i podglądanie pracy polityków od kuchni to również gratka dla ludzi nieco mniej ambitnych, ale jednak podekscytowanych możliwością poznania mechanizmów rządzących tym światkiem. 

Mimo ciężkiej i może dla niektórych nudnej tematyki, Dobbs pisze z niespotykaną lekkością i naprawdę przyjemnie czyta się jego książkę. Smaczku dodaje fakt, że w przeszłości sam zajmował się polityką, więc poruszane w książce kwestie zna od podszewki. Na kartach House of cards znajdziemy też wiele interesujących myśli bohaterów, które dobrze oddają ciemną stronę polityki. I choć to niewątpliwie dobra książka to jednak czegoś w niej brakuje. Może dynamiki, może lepiej nakreślonej postaci Francisa Urquharta, która w serialu jest zawsze na pierwszym planie – z całą pewnością telewizyjna wersja tej historii lepiej oddziałuje na odbiorcę, mocniej na niego wpływa i sprawia, że nie można się od serialu oderwać. Książkę owszem, czyta się dobrze i szybko, ale bez tego napięcia i malującego się na twarzy szoku po kolejnych bezwzględnych ruchach Francisa. Brakuje głębi, która sprawiłaby że książka byłaby znacznie bardziej wymagająca, jak na jej tematykę przystało.

House of cards to dobra książka, ale serial jest zdecydowanie lepszy. Jeśli zastanawiacie się z której strony ugryźć ten głośny tytuł to ja zdecydowanie radzę zabrać się za wersję telewizyjną. Albo najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć serial - odwrotna kolejność może być, tak jak w moim przypadku, rozczarowująca.

Michael Dobbs, "House of cards", Znak Literanova, Kraków 2015, s. 414

You Might Also Like

8 komentarze

  1. Muszę przeczytać :) Na szczęście mam od kogo pożyczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja miłość do tego serialu mogłaby znacznie obniżyć ocenę tej książce. Fakt - sezon 3 jest słabszy, ale to dalej najlepszy serial o takiej tematyce ever.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się w 100% :) Też trzeci sezon średnio mi się podobał, ale mimo to serial bije książkę na głowę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Udało mi się wypożyczyć z biblioteki tę książkę i będzie w moim sierpniowym stosiku. Jestem w połowie pierwszego sezonu serialu i mam mieszane odczucia. Posunięcia Franka są tak bezduszne i wyrachowane, że aż brak słów... Pierwsze trzy odcinki obejrzałam za jednym zamachem, potem już nie czułam takiego ciągu... Nie ukrywam, że polityka nigdy specjalnie mnie nie interesowała. Ciekawe, jak mnie spodoba się książka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja planuję rozpocząć swoją przygodę z opowieścią od książki, a potem dopiero obejrzeć serial. Z tym drugim gatunkiem nie bardzo się lubię, ale sądzę, że historia może mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba nie dla mnie :/ Jakoś ta książka do mnie nie przemawia.
    http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta książka naprawdę ma już tyle lat? Wow! Myślałam, że House of cards to jakaś ostatnia nowość, a tu proszę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Też tak myślałam, a tu proszę :)

    OdpowiedzUsuń

"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran