MATTHEW QUICK: WYBACZ MI, LEONARDZIE
8/21/2015
Tajemnicą nie jest, że w ostatnich latach coraz ciężej o dobrą książkę młodzieżową. Czasem jednak trafiają się perełki, które poruszają głębszą problematykę, kładą nacisk na relacje międzyludzkie, a bohaterowie są wykreowani z naciskiem na ich psychologiczny portret. Na Wybacz mi, Leonardzie z pewnością zawiodą się ci, którzy szukają sercowych rozterek i problemów nastoletniej miłości (do minimum dwóch osób). Rozczaruje również tych, którzy od książki oczekują wątków paranormalnych, pędzącej akcji i dynamicznych dialogów. Powieść Matthew Quicka to niespieszna historia o trudach dojrzewania, wyobcowaniu i samotności, którą się przeżywa, a nie tylko bezmyślnie chłonie niczym gąbka, by tuż po odłożeniu nie pamiętać o czym była.
Poznajcie Leonarda Peacocka – nastolatka, który postanowił popełnić samobójstwo. W dniu swoich osiemnastych urodzin goli głowę na łyso, obdarowuje prezentami znajomych i rusza do szkoły z Waltherem P38 (to taki pistolet) w plecaku z zamiarem zabicia Ashera Beala, swojego szkolnego kolegi. Ten niezwykły dzień ma zwieńczyć samobójstwo głównego bohatera dokonane widowiskowym strzałem w głowę z hitlerowskiego pistoletu.
Wyobcowanie głównego bohatera, jego samotność oraz brak zrozumienia nawet ze strony własnej matki popychają go do czynu ostatecznego, jakim jest samobójstwo. Gdyby tylko ktoś pamiętał, że to dzień jego urodzin, gdyby choć raz w życiu poczuł się dla kogoś ważny… Może to odwiodłoby go od samotnego końca? Quick stawia w swojej książce mnóstwo egzystencjalnych pytań, ale unika przy tym patosu, a jego styl jest paradoksalnie bardzo lekki i przyjemny. To wszystko sprawia, że książkę czyta się naprawdę dobrze, mimo ogromnego ładunku emocjonalnego jaki ze sobą niesie. Leonard to wyjątkowo inteligentny nastolatek. Patrzy na świat zupełnie inaczej niż jego rówieśnicy, stawia wielkie pytania, a w wolnych chwilach zaczytuje się w dramatach Szekspira. Jego jedynym przyjacielem jest Walt – sąsiad w podeszłym wieku, z którym ogląda stare filmy z Humphreyem Bogartem. Kreacja głównego bohatera udała się autorowi, to trzeba szczerze przyznać. Inne postacie nie są tak dobrze rozbudowane. Są jak didaskalia w prywatnym dramacie Leonarda Peacocka. Nie jest to jednak wadą, bo każda z postaci symbolizuje jakąś cechę, która ma ogromne znaczenie dla fabuły. Matka Leonarda, nauczyciel historii, Walt, Asher czy szereg anonimowych dorosłych, których Leo lubi śledzić – każdy z nich coś uosabia.
Nie mogę jednak dać tej książce najwyższej oceny, bo były w niej elementy, które mnie irytowały. Przede wszystkim mam na myśli postawę głównego bohatera – niemal w każdym zdaniu podkreśla chęć i konieczność popełnienia samobójstwa i pozorną władzę, jaką daje mu schowany w plecaku pistolet. W kontekście całości książki ta jego pewność słuszności swoich zamiarów ma się nijak do decyzji, które podejmuje. Denerwowały mnie także rozbudowane przypisy samego Leonarda, które niejednokrotnie miały długość całego rozdziału. Dygresje bohatera zakłócają odbiór książki i zbyt często odrywają od głównej treści. Ostatnim minusem, który ostatecznie wpłynął na moją ocenę tej, jakby nie patrzeć, naprawdę dobrej książki jest jej zakończenie. Zupełnie nie współgra z emocjonującą i oryginalną treścią – brakuje mu mocnego akcentu, po którym czytelnik musiałby zbierać szczękę z podłogi.
Miło małych niedoskonałości, Wybacz mi, Leonardzie to naprawdę wartościowa lektura. Stawia ważne pytania, porusza problem samotności i wyobcowania, a także relacji z rodzicami. Jest to książka, którą warto polecić nie tylko odczuwającym samotność i poszukującym odrobiny szczęścia w życiu nastolatkom, ale także rodzicom – czasem poświęcenie chwili dla własnego dziecka, może je uchronić przed naprawdę złymi decyzjami, z których nie można się wycofać.
Matthew Quick, "Wybacz mi, Leonardzie", Otwarte/Moondrive, Kraków 2014, s. 406
0 komentarze
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran