PATRYCJA GRYCIUK: 450 STRON
9/08/2015
Do 450 stron Patrycji Gryciuk na samym wstępie przyciąga fabuła. Dla potencjalnego czytelnika nie lada gratką jest poznanie bohaterów, którzy nie tylko książki lubią, ale także sami je tworzą. I to te najlepsze – sprzedające się w milionach egzemplarzy. Wiktoria Moreau i Lars Washington to istna para królewska w świecie kryminałów. Ich powieści schodzą z półek jak ciepłe bułeczki, a na nowe książki zamówienia przychodzą na długo przed premierą. Ale co łączy tę dwójkę właściwie obcych sobie ludzi?
Najnowsza powieść Larsa Washingtona zatytułowana Trupy w rzece Hudson stała się dla kogoś niebezpieczną inspiracją w prawdziwym życiu. Bo trupy w rzece Hudson rzeczywiście się pojawiają – i to nie tylko na kartach powieści poczytnego pisarza. Ale kolejne ciała wyławiane z wody to nie jedyny problem Washingtona. Pewna firma farmaceutyczna wytoczyła mu także proces o zniesławienie. Uznali bowiem, że fabuła Trupów... oraz opisany w niej lek i jego szkodliwe działanie godzą w dobre imię firmy produkującej bardzo podobny środek. I tutaj losy Washingtona i Moreau się krzyżują, bo młoda pisarka otrzymała podobny pozew. Co dziwniejsze dotyczy on książki, która jeszcze nie została wydana – ktoś więc musiał wykraść treść i wykorzystać ją przeciwko Weronice. Jak udało mu się dotrzeć do pilnie strzeżonego pliku i po co właściwie to zrobił?
Pytań rodzi się wiele – o zbieżność treści obu książek, o tożsamość seryjnego mordercy zainspirowanego książką Washingtona, o dwa niemal identyczne pozwy, z czego jeden dotyczy książki jeszcze niewydanej, a to wciąż nie wszystkie niewiadome. Brzmi to interesująco, trzeba przyznać. Niestety warsztat pisarski Patrycji Gryciuk nie jest na tyle dobry, żeby podołać jej wyobraźni. Słabo stopniowane napięcie, sztywne dialogi i zdecydowanie za mało rozbudowany wątek kryminalny przypominają raczej typową literaturę kobiecą, aniżeli krwawą historię z kuźni najlepszych pisarzy gatunku. To wrażenie potęguje mocno wyeksponowany romans pomiędzy Wiktorią Moreau a młodym amerykańskim aktorem grającym główną rolę w ekranizacji jednej z jej powieści. Ich relacja dominuje w 450 stronach, co nie sprawdza się w przypadku książki, która przecież miała być kryminałem. Zresztą gdyby nawet nie była, to ten wątek jest po prostu słaby, a sam romans przesłodzony i strasznie rozmemłany.
Nie warto jednak skreślać Gryciuk jako dobrej polskiej pisarki. Potencjał i wyobraźnię z pewnością ma. Warsztat da się przecież wypracować, co mam nadzieję z czasem jej się uda. W swojej drugiej powieści stworzyła także świetną bazę psychologiczną i postawiła pytanie o to, do czego zdolny jest marketingowiec by wypromować towar? Przedstawiła także pracę wydawnictw i samego pisarza od kuchni, pokazując jakiego ogromu pracy i jak wielu ludzi wymaga wydanie jednej książki. Szkoda tylko, że te wszystkie naprawdę ciekawe aspekty nie zostały należycie rozwinięte, a autorka jedynie się po nich prześlizgnęła.
Po wielu pochlebnych recenzjach spodziewałam się od tej książki znacznie więcej. Nie była zła – ja zabrałam ją na wakacje i dobrze się sprawdziła jako niewymagająca lektura z lekkim wątkiem kryminalnym, ale nie tego od niej oczekiwałam. To nie jest kryminał pełną gębą i rozczarują się ci, którzy z takim podejściem wezmą się za czytanie 450 stron. Powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym wydaje mi się trafniejszym określeniem dla książki Patrycji Gryciuk. Na pewno nie poleciłabym jej koneserom kryminałów, ale pozostałym kobietom (bo to jednak bardzo kobieca powieść) – jak najbardziej.
Patrycja Gryciuk, "450 stron", Czwarta Strona, Poznań 2015, s. 414
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.
0 komentarze
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran