YANN MARTEL: ŻYCIE PI

12/11/2015

[źródło]
Życie Pi to książka, którą każdy zinterpretuje na własny sposób. Wiele tu odniesień do religii i wary - nie tylko w Boga, ale wiary w ogóle. Trochę jak mickiewiczowski mędrzec, jego szkiełko i oko. To czy na tę powieść spojrzysz sercem, czy też rozumem zależy tylko od Ciebie.

I pod tym alegorycznym względem jest to doskonała powieść, dająca ogromne pole do własnych interpretacji. Jednocześnie nie jest patetyczna czy moralizatorska, opisywana z perspektywy dorosłego, ale oczami dziecka. Doskonale się ją czyta, mimo że akcja zamknięta została w małej szalupie ratunkowej. Pi Patel to indyjski chłopiec, który wraz z rodziną odbywa podróż do Kanady. Do tej pory wiedli szczęśliwe życie w Indiach, gdzie prowadzili własne ZOO. Niestety sytuacja w kraju zmusiła ich do sprzedaży większości zwierząt i emigracji na inny kontynent, na który niestety nie docierają. W wyniku nie do końca wyjaśnionych okoliczności japoński frachtowiec tonie, a jedynym ocalałym jest Pi. Powinnam powiedzieć: jedynym ocalałym człowiekiem, bo na ciasnej szalupie ratunkowej musi się znaleźć miejsce także dla orangutana, zebry, hieny i tygrysa bengalskiego. Rozbitkowie przemierzają ocean nawiązując nić przyjaźni, o której człowiekowi nawet się nie śniło.

Uwikłanie głównego bohatera w tak dramatyczne wydarzenia, gdzie dzieli miejsce i pożywienie z dorosłym tygrysem bengalskim, a przy tym potrafi go okiełznać, a w pewnym sensie także oswoić tworzy aurę pięknej baśni o przyjaźni człowieka z tygrysem. Nie odnoście jednak mylnego wrażenia, że dzikie zwierzę zostało tutaj sprowadzone do roli domowego kotka. Richard Parker jest tygrysem przez duże T i zachowuje wszystkie swoje instynkty. To doświadczenie Pi wyniesione z pracy w ZOO dało mu możliwość przeżycia z takim pasażerem. Ale nie wszystko mi się tak bardzo podobało. Jestem osobą absolutnie zakochaną w zwierzętach, wszystkich bez wyjątku. Nieważne czy jest to zebra, tygrys czy pies, cholernie przejmuje mnie ich los. I właśnie dlatego był fragmenty Życia Pi, których po prostu nie mogłam czytać. Napawało mnie obrzydzeniem, gdy Pi Patel - przed tragedią, która go spotkała zadeklarowany wegetarianin - zaczął właściwie bez mrugnięcia okiem uśmiercać morskie żółwie, ptaki czy ryby. Rozumiem sytuację i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co ja bym zrobiła na jego miejscu, ale uważam, że nie było potrzeby ze szczegółami opisywać procesu zabijania tych zwierząt. To było po prostu okrutne, brutalne i nie wnoszące zbyt wiele do treści. Martel mógł oszczędzić takich opisów czytelnikom, bo jego powieść przekazuje zgoła odmienne wartości, takie jak przyjaźń człowieka ze zwierzęciem. 

Historia Pi Patela to w lwiej części walka o przetrwanie. Ale wydaje mi się, że poprzez sytuację głównego bohatera, autor chciał ukazać przede wszystkim wartości religijne. To także solidna lekcja zoologi, psychologii i wiary - nie tylko w Boga, ale także w siebie, swoje możliwości i szczęśliwe zakończenie takiego koszmaru. Tę kwestię - kwestię wiary - doskonale oddaje zakończenie książki, w której Pi opowiada swoją historię dwóm Japończykom. Dlaczego? O tym musicie przekonać się sami.

Mimo pewnych dłużyzn, które gdzieniegdzie się pojawiały, warto przeczytać historię indyjskiego chłopca, który przez 227 dni dryfował po Oceanie Spokojnym wraz z tygrysem bengalskim. I przeżył.

Yann Martel, "Życie Pi", Wydawnictwo Znak, Kraków 2003, s. 341

PS Książkę przeczytałam w ramach BookAThonu (choć skończyłam ją dopiero niedawno). Był to mój wybór w kategorii "Tytuł, który zdobył nagrodę literacką".

You Might Also Like

0 komentarze

"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran