COLLEEN HOOVER: UGLY LOVE
4/22/2016Jestem osobą bardzo wrażliwą, ale chyba łatwiej wzruszają mnie obrazy niż słowa. Wystarczy jeden niechciany widok, by wycisnąć ze mnie łzy. Potrzeba wielu słów, by zrobić to samo. Colleen Hoover jest jedną z niewielu autorek, którym się to udało. Nie raz, nie dwa. Wielokrotnie. Złamała mi serce przy Maybe Someday. Nie oszczędziła jego kawałków wydając Ugly Love.
Tate i Miles. Miles i Tate. Brzydka miłość, seks bez zobowiązań i dwie proste zasady: nie pytaj o przeszłość, nie licz na przyszłość. To jednak nie może być takie proste.
Tate tymczasowo wprowadza się do mieszkania swojego brata. Musi godzić studia z pracą pielęgniarki, by stać ją było na wynajem czegoś na własną rękę. Ostatnie, czego teraz potrzebuje to miłość, na którą zresztą i tak nie ma czasu. Mieszkanie naprzeciwko zajmuje Miles, dwudziestoczteroletni pilot, który wszystko komplikuje. To, że wzajemnie się pożądają widać od razu. Szybko też zawierają układ, który nie może się sprawdzić. Czyjeś uczucia z pewnością zostaną zranione...
Jak zwykle w przypadku książek Hoover wielokrotnie nie rozumiałam decyzji bohaterów. Znów doprowadzali mnie do szału - Tate swoją ciągłą nadzieją, a Miles byciem dupkiem przez większość czasu. Jednocześnie tak bardzo przejmowałam się ich losem, że czytanie tej książki bolało. Bolało mnie to, jakie upokorzenia zdolna była znosić Tate. A już kompletnie rozbiła mnie tak długo skrywana przeszłość Milesa. To w książkach Colleen Hoover uwielbiam - bohaterów, którym daleko do ideału, a tak blisko do realności. Oni po prostu żyją w wyobraźni czytelnika, wywołując w nim ogromne emocje. Złość, smutek, radość i śmiech. Wszystko.
Historia przedstawiona jest z dwóch perspektyw. Teraźniejszość widzimy oczami Tate, która - muszę przyznać - świetnie sprawdza się w roli narratorki. Przeszłość, tę tragiczną przeszłość, opowiada nam Miles. Nie od razu oczywiście. Stopniowo rozbudza w czytelniku ciekawość, mami go piękną i pozornie niewinną historią, by na końcu wymierzyć cios, po którym ciężko się pozbierać. Milesowi i nam. Bo jakimś cudem ten ból przenika z papieru w duszę czytelnika. Nie sposób go nie odczuwać, nie współdzielić razem z bohaterami. Ciężko się zdystansować i chyba nie da się pozostać obojętnym. Po raz kolejny książkę Colleen Hoover przeżywałam całą sobą i z zaangażowaniem śledziłam każde słowo.
Początek tej książki odrobinę mnie zmartwił. Czytało się rewelacyjnie, co mnie szczególnie nie zaskakuje, bo dawno temu zakochałam się w stylu tej autorki. Na tyle lekki, że od jej książek nie można się oderwać, ale równocześnie tak emocjonalny by poruszyć czytelnika. Ale czegoś brakowało. Bałam się, że Ugly Love będzie opierać się głównie na scenach seksu pomiędzy bohaterami. I owszem, tych opisów jest dużo, więc książka z pewnością nie powinna trafić w ręce zbyt młodej osoby. Ale na szczęście z czasem okazało się, że to coś znacznie więcej. To emocje, które ranią, namiętność, której nie można powstrzymać i miłość, która może wszystko zniszczyć. A erotyka stanowi integralną część tej historii, nie jest tylko bezsensownym dodatkiem ubarwiającym powieść. Są momenty, które rozdzierają serce. Ale są też takie, które potem sklejają je w całość.
Przykry fakt jest taki, że po skończonej lekturze będziecie totalnie rozbici emocjonalnie.
Colleen Hoover, „Ugly Love”, Otwarte, Kraków 2016, s. 340
PS Przypominam, że na vlogu do końca kwietnia trwa rozdanie, w którym możecie wygrać Ugly Love oraz komplet zakładek HELP ME! Szczegóły TUTAJ.
PS Przypominam, że na vlogu do końca kwietnia trwa rozdanie, w którym możecie wygrać Ugly Love oraz komplet zakładek HELP ME! Szczegóły TUTAJ.
0 komentarze
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran