KATJA MILLAY: MORZE SPOKOJU
9/03/2016
Są takie historie, które nie powinny mieć miejsca, a jednak się zdarzają. I to nie tylko w książkach, ale również w prawdziwym życiu. Sytuacje, które zabijają w nas jakąś cząstkę, której potem w żaden sposób nie można odzyskać. To właśnie przydarzyło się Nastyi ponad dwa lata temu. Jedno popołudnie odebrało jej w s z y s t k o.
Josh wcale nie miał w życiu lepiej, choć w tym przypadku oprawca dla nikogo nie jest tajemnicą – los odebrał mu całą najbliższą rodzinę. Ludzie, którzy mieli znacznie więcej szczęścia wolą trzymać się z daleka, jakby sama obecność Josha Benetta nieustannie przypominała im o śmierci. A on nie chce do nikogo się przywiązywać, bo wie jak bardzo boli strata.
Narracja podzielona jest pomiędzy tę dwójkę bohaterów, dzięki czemu czytelnik ma szansę poznać wydarzenia z różnych perspektyw. Lubię, gdy autorzy decydują się na ten krok, bo mam dzięki temu szersze spojrzenie na daną historię i nieco bardziej obiektywny jej zarys niż gdyby pisana była oczami tylko jednej postaci. A tutaj oba punkty widzenia są równie ważne, choć ukształtowane przez zupełnie inny rodzaj tragedii. To nie jest piękna opowieść o miłości, która jest lekiem na całe zło świata. Właściwie nie ma w tej książce zbyt wiele piękna. Jest ból, nienawiść, rozpacz, nawet miłość, ale piękna ciężko się doszukać. Jeśli więc nastawiacie się na lekki, wakacyjny romans to nie znajdziecie go w Morzu spokoju, bo ta książka z pewnością do lekkich nie należy. A romans? Niby jest, ale jakby go nie było, bo Josh i Nastya są tak zniszczeni wewnętrznie, że chyba nie potrafią tak po prostu kochać.
Nie jest to najlepsza książka, jaką w życiu przeczytałam, nawet w obrębie swojego gatunku. Bywały lepsze i z pewnością jeszcze na takie trafię. Nie wstrząsnęła mną aż tak jakbym tego oczekiwała po wielu opiniach, których skrawki z różnych stron docierały do moich oczu i uszu. Nie złamała mi serca, ale pozostawiła w nim bolesną zadrę. Twojego świata też pewnie nie zrewolucjonizuje, ale nie jest to kolejny bezwartościowy tytuł do odhaczenia, bo być może chociaż przez chwilę zastanowisz się nad tym jak jeden dzień może zmienić wszystko. Jak łatwo ocenić kogoś po pozorach. Jak trudno jest wybaczyć. Jak nieznośna potrafi być samotność. Katja Millay potrafi pisać o emocjach, szczególnie tych negatywnych i ciężko się z tym kłócić. Ale coś jest w jej stylu takiego, że wydał mi się za prosty do tej historii, za mało wyszukany by oddać taki rodzaj cierpienia bohaterów. Chociaż z drugiej strony takie przecież bywa życie – brutalne, bez upiększeń i bajkowych zakończeń. Może właśnie ta surowość stylu i rzucone w treść przekleństwa miały to pokazać?
Raczej nie zapamiętam tej książki na dłużej. Jeśli się człowiek wcześniej naczytał New Adult to Morze spokoju raczej nie będzie dla niego odkrywcze i zaskakujące. Ale jeśli się ten gatunek lubi to tę książkę też się polubi. Bo jest dobra, bo wzbudza emocje, bo nie pozostawia obojętnym na los bohaterów. Bo nie jest płytka i bezwartościowa.
Katja Millay, „Morze spokoju”, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2014, s. 456
Recenzja powstała we współpracy z księgarnią internetową BookMaster.pl.
0 komentarze
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran