SAMANTHA SHANNON: PIEŚŃ JUTRA
4/14/2017
Czas żniw to seria, która zachwyca rozbudowanym uniwersum, interesującymi bohaterami i skomplikowanymi relacjami pomiędzy najróżniejszymi grupami. Z pewnością jest to seria godna uwagi, a wyobraźnia autorki zasługuje na podziw. Podpisuję się pod wszystkimi zachwytami nad dwoma pierwszymi częściami, ale najnowsza - Pieśń jutra - już nie zrobiła na mnie takiego wrażenia.
W trzecim tomie bestsellerowego cyklu wydarzenia rozpoczynają się w momencie zakończenia rozgrywek kończących Zakon Mimów. Paige zostaje Zwierzchniczką, a wraz z nową funkcją pojawiają się także nowi wrogowie. Nie wszyscy są zadowoleni z tego, że dziewiętnastoletnia dziewczyna rządzi Syndykatem i czekają na każdy jej błąd. Sprawę dodatkowo komplikuje pochopna decyzja, która skutkuje ulepszeniem Tarczy Czuciowej zagrażającej całej społeczności jasnowidzów. Paige, z kilkoma zaufanymi osobami wyrusza w niebezpieczną podróż przez całą Anglię, by odnaleźć i zniszczyć gniazdo zasilające nową technologię.
W Pieśni jutra tempo akcji drastycznie spada, a akcent pada na sytuację polityczną i konflikt z Refaitami. Bohaterowie nieustannie planują i rozważają możliwości pokonania wroga. Sceny walki, o ile już się zdarzają, są znacznie mniej widowiskowe w porównaniu do dwóch poprzednich tomów. Co prawda takie zwolnienie tempa miało również miejsce w Zakonie Mimów, ale zostało świetnie zrekompensowane zależnościami pomiędzy mieszkańcami Podziemnego Londynu, a w Pieśni jutra przez mniej więcej połowę książki po prostu nic ciekawego się nie dzieje. Mimo wszystko, pod względem wykreowanego świata i języka naszpikowanego charakterystycznym tylko dla Shannon słownictwem, to nadal jest bardzo dobra powieść, nie odstająca od swoich poprzedniczek. Co więcej autorka poszerza świat przedstawiony, akcja już nie jest ograniczona tylko do Londynu i znanych nam bohaterów. Pojawiają się nowe wątki, a rewolucja zbiera swoje żniwa. Pomimo wyraźnego spadku tempa akcji, fabuła ma potencjał, jednak na rozwinięcie musimy poczekać do następnej części, bo ta niestety nie angażuje w pełni, a chwilami jest wręcz nużąca.
Największym problemem w książkach Shannon jest to, że kolejne tomy wydawane są w bardzo długim odstępie czasu, a sama autorka nie marnuje miejsca na przypominanie wątków z poprzednich części. Jest to bardzo niewygodne dla czytelnika, który nie jest w stanie spamiętać wszystkich nazw i bohaterów, od których aż się tutaj roi. Dlatego też nieodzowny jest słowniczek zamieszczany na końcu każdej części - naprawdę nie wyobrażam sobie czytania serii Czas Żniw bez niego.
Największym problemem w książkach Shannon jest to, że kolejne tomy wydawane są w bardzo długim odstępie czasu, a sama autorka nie marnuje miejsca na przypominanie wątków z poprzednich części. Jest to bardzo niewygodne dla czytelnika, który nie jest w stanie spamiętać wszystkich nazw i bohaterów, od których aż się tutaj roi. Dlatego też nieodzowny jest słowniczek zamieszczany na końcu każdej części - naprawdę nie wyobrażam sobie czytania serii Czas Żniw bez niego.
Pieśń jutra traktuję jako chwilowy spadek formy autorki, ale przecież w każdej serii zdarzają się słabsze tomy. Na pewno nie przekreślam tej historii, bo jestem pewna, że utalentowana Samantha Shannon jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Szkoda tylko, że aby się o tym przekonać, trzeba tak długo czekać!
★★★★★★☆☆☆☆
Samantha Shannon, „Pieśń jutra”, Sine Qua Non, Kraków 2017, s. 434
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu SQN.
PS Pieśń jutra możecie już zamówić w przedsprzedaży na Empik oraz Empik.com!
PS2 A wiecie, że pod koniec kwietnia Samantha Shannon odwiedzi Polskę? Szczegóły dotyczące spotkań autorskich TUTAJ.
PS Pieśń jutra możecie już zamówić w przedsprzedaży na Empik oraz Empik.com!
PS2 A wiecie, że pod koniec kwietnia Samantha Shannon odwiedzi Polskę? Szczegóły dotyczące spotkań autorskich TUTAJ.
0 komentarze
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran