E. LOCKHART: KŁAMCZUCHA
3/13/2018
Pamiętam kiedy w Polsce wyszła pierwsza książka E. Lockhart. Byliśmy łgarzami podzieliło czytelników na tych, którzy ją pokochali oraz na tych, którzy twierdzili, że to bardzo słaba powieść. Ja jak zwykle byłam gdzieś po środku, bo z z jednej strony całkiem podobał mi się styl autorki i sposób prowadzenia narracji, z drugiej sama historia była właściwie o niczym.
I to samo zdarzyło się z Kłamczuchą.
Z tą różnicą, że tutaj styl też nie do końca mi odpowiadał. Ale zacznijmy od początku. Kłamczucha to historia przyjaźni dwóch dziewczyn - Jule West Williams i Imogen Sokoloff. Pierwsza jest typem tajemniczej buntowniczki, która pojawia się znikąd, niechętnie mówi o swojej przeszłości i ciągle zmienia swój wizerunek. Druga to dziedziczka wielkiej fortuny, która rzuciła studia i żyje jak księżniczka z pieniędzy swoich adopcyjnych rodziców. Pewnego dnia Immy znika, zostawiając sporą część majątku swojej przyjaciółce.
Lockhart kolejny raz bawi się formą i podaje czytelnikowi wydarzenia w odwróconej chronologii. Na początku poznajemy finał całej historii, a potem stopniowo, strona po stronie odkrywamy drogę, którą przebyli bohaterowie, by znaleźć się w obecnym punkcie. Pomysł dosyć oryginalny, wcześniej z podobnym zabiegiem spotkałam się tylko w Kolekcjonerze oczu Sebastiana Fitzka, jednak czy potrzebny akurat tej książce? No właśnie nie do końca. Odwrócona chronologia nie pełni tu właściwie żadnej roli, a przebiegu wydarzeń bardzo łatwo się domyślić. Zabrakło tajemnicy, mocnego plot twistu i przede wszystkim pomysłu na poprowadzenie akcji.
Słabo nakreśleni zostali też bohaterowie, którzy są jednowymiarowi i nie budzą absolutnie żadnych emocji w czytelniku. Jule to tytułowa kłamczucha, która jak kameleon zmienia wygląd za pomocą makijażu i peruk, ale poza tym nic jej nie wyróżnia, nie ma żadnej dominującej cechy budującej jej charakter. Nie inaczej jest w przypadku Imogen, której główną rolą w książce jest bycie bogatą, więc zapomnijcie o jakimkolwiek rysie psychologicznym. Wychodzę z założenia, że lepiej już czytać słabe książki, bo one przynajmniej dają odrobinę rozrywki z pastwienia się nad beznadziejnością fabuły. Natomiast Kłamczucha to powieść, obok której przechodzi się obojętnie, bez żadnej refleksji na koniec.
Wcale nie uważam, że to jest zła książka, ale niestety - co chyba nawet gorsze - jest po prostu nijaka. Mam wrażenie, że autorka nie do końca miała pomysł na fabułę, a po drodze jeszcze bardziej się pogubiła i zaserwowała swoim czytelnikom bardzo przeciętną historię, o której nikt nie będzie zbyt długo pamiętał.
★★★★★☆☆☆☆☆
E. Lockhart, „Kłamczucha”, Czwarta Strona, Poznań 2018, s. 320
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.
0 komentarze
"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności."
/Khalil Gibran